Grzegorz Cymbała (ur. 1919 r. w USA) to syn Michała (1890-1960) i Marii z d. Pucher (1897-1972), wnuk Bazylego i Marii z Kapeluchów z Nowicy, mąż Ewy, ojciec m.in. Stefana Cymbały (a także Michała, Jana, Marii, Lubomiry).
Grzegorz Cymbała (na fotografii widoczna również Monika Teśluk z dziećmi), fotografia z kolekcji Moniki i Marka Tesluków, 2001 r.
Grzegorz Cymbała; fotografia z kolekcji Moniki i Marka Tesluków, 2001 r.
Z inicjatywy Bazylego powstała jedna z najbardziej znanych kapliczek we wsi. Ta kapliczka przydrożna z wnęką, była niegdyś otynkowana i pobielona, zbudowana jest z ciosów piaskowca i ma kształt prostopadłościanu. Kamienie polne zostały połączone zaprawą glinianą a sama kapliczka postawiona jest na niskim, wysuniętym przed lico ścian cokole z kamienia. W części frontalnej umieszczona jest, przestronna i głęboka wnęka. Druga znacznie mniejsza usytuowana jest w górnej części szczytu w kształcie trójkąta. Za dach służą, zachodzące na siebie i wysunięte przed lico ścian, płyty z kamienia o wymiarach ok 1.30 m x 1.30 m. Andrzej Piecuch podaje, iż kapliczka powstała w 1889 r. [1] z kolei w Cyfrowym Archiwum Jerzego Tura i Barbary Tondos, gdzie znajdują się archiwalne fotografie kapliczki z 1962 r. podano datę 1882 r. jako datę fundacji kapliczki [2]. Z tegoż Archiwum dowiadujemy się, że kapliczka umiejscowiona była koło domu Wasyla Cymbały (brata Grzegorza).
archiwalne fotografie z 1962 r. z Cyfrowego Archiwum Jerzego Tura i Barbary Tondos [2].
1889 r. to rok, w którym wzięli ślub Bazyli i Marii z Kapeluchów, co mogło być przyczyną postawienia kapliczki; inny powód jaki pojawia się w literaturze to uczczenie rocznicy 900 lecia Chrztu Rusi Kijowskiej [1]. Pewnym jest to, że w przekazie ustnym rodziny Cymbałów nie zachowała się informacja na temat przyczyn fundacji kapliczki. We wnęce kapliczki znajduje się aktualnie rzeźba Jezusa Frasobliwego zamówiona przez Mateusza Sorę ze Stowarzyszenia Przyjaciół Nowicy („rzeźbę Chrystusa Frasobliwego zamówiłem i kupiłem w Galerii Sztuki Ludowej w Warszawie, u Pana Siewiery, na Rynku Starego miasta” [3]) ze względu na to, że artysta wyrzeźbił mniejszą figurę niż była zamówiona umieszczono ją na kamieniu. Z kolei w małej wnęce znajduje się mandylion ikonopisarza Danylo Movchana (wielokrotnego uczestnika Międzynarodowych Warsztatów Ikonopisania w Nowicy, organizowanych przez wspomniane Stowarzyszenie Przyjaciół Nowicy).
Regina Pazdur przed kapliczką w Przysłupiu. fot. Maciej Kudłacik 2019 r.
Ta związana z Przysłupem od setek lat rodzina miała swoje pole po obu stronach (w górę i w dół) od wspomnianej kapliczki. Potomkowie Grzegorza stworzyli drzewo genealogiczne, a dane zgromadzone w nim potwierdzają ich długoletni związek ze wsią.
Grzegorz Cymbała od najmłodszych lat wyrabiał łyżki, ale głównie do czasów wojny zajmował się razem ze swoim bratem Teodorem (1921-1983) wyrobem gontów. Do dnia dzisiejszego zachowały się niektóre jego narzędzia, które przechowuje jego syn Stefan i to właśnie od niego dowiedzieliśmy się więcej o Grzegorzu Cymbale. W tym czasie, kiedy we wsi nie było prądu, czyli do lat 70 XX w., gospodarze nie mieli specjalnych warsztatów; łyżki, głównie warszawskie długie na 42 cm i półwarszawskie na 30 cm, robiło się w kuchni w izbie; te o długości 25 cm. wyrabiali głównie podrostki. Jak wspomina Stefan Cymbała: „mama gotowała, a te wszystkie odpady, te drzazgi z tych łyżek, bo tego było dużo jak się ciosało, no to szło do pieca, od razu” [4]. Łyżki miały wówczas inny kształt niż te wyrabiane maszynowo, wprawdzie także miały płaskie trzonki ale były one takie „podcinane (…) bardziej rzeźbione, bo to wszystko robota ręczna była” [4]. Wyroby suszyło się z wykorzystaniem kuchennego pieca kaflowego. Nad płytami metalowymi na wysokość ok. 5 cm, robiło się z drutu podpórki, tak aby łyżka się nie spaliło. W tej pierwszej fazie suszenia nad gorącą blachą, która trwała kilkanaście minut chodziło o to aby łyżki zbielały z każdej ze stron. To był bardzo ważny proces, w którym trzeba było uważać by łyżki nie zbielały za szybko, by nie miały za wysokiej temperatury bo wówczas potrafiły się wykrzywić czy popękać. Później odkładało się je na „susznię” pieca i kilka razy obracano by pomału się dosuszały.
Łyżki wyrabiano głównie z buka ale także z jawora, pozyskiwanego jesienią i zimą. Jak mówi Stefan Cymbała: „Nie mogło być drzewo takie ścięte z sokiem, jak miało liście, bo to się nie bardzo nadawało. Bo łyżki się krzywiły i ciężko było robić. No natomiast brało się klocka, ucinało się najpierw klocka z okrągłego drzewa na długość łyżki. Potem siekierą się szczypało na takie deszczułeczki i z każdy jednej wycinało się łyżkę. Najpierw siekierą z grubsza, potem nożem, potem na kolanie się wydłubywało środek, taki krzywy nożyk do tego służył. Potem się to strugało takim oburęcznym nożem, a potem się ręcznie jeszcze czyściło. No i suszyło, czyściło się suche łyżki. Nad piecem się suszyło. Wtedy się ręcznie czyściło, to nie były tak czyszczone jak teraz gładziutko, bo się nie dało… łyżki były bardziej rzeźbione niż teraz” [4]. Łyżki sprzedawano handlarzom z Kunkowej, którzy rozwozili towar w okolice Poznania, Warszawy i Krynicy a w późniejszych czasach do spółdzielni w Żurowej. Towar produkowało się głównie w okresie zimowym, ponieważ latem było dużo pracy na gospodarce, w czasach ręcznej pracy wyrabiano ok. trzech tuzinów łyżek dziennie.
[1] A. Piecuch, Wokół Uścia Gorlickiego. Szlakiem małej i dużej architektury sakralnej gminy Uście Gorlickie. Tom III, Oficyna Wydawnicza Apla, Krosno 2013, s. s. 163.
[2] https://www.lem.fm/archiwa/obiekt.php?search=Przys%C5%82up&type=0&id=310
[3] wypowiedź Mateusza Sory z 22.03.2017 r.
[4] wypowiedź Stefana Cymbały z 13.11.2023 r.
Regina Pazdur