Piotr Wiencko to potrafiący wyrabiać ręcznie gonty, mieszkający w Bielance syn Andrzeja (1916-1987) pochodzącego z Nowicy. Ojciec jego zajmował się zarówno ręczną jak i maszynową produkcją gontów. Wyrabiali gonty jodłowe przy użyciu kobylicy („dziada”) i ośnika, do wyrabiania fugi służył tzw. „pasznik”, posiadający drewnianą rączkę i metalowe podwójne ostrze. Miał on również tokarnię ręczną z silnikiem spalinowym (która była przerobiona z tokarni nożnej), na której utoczył parę zabawek ale jedynie na potrzeby syna, nigdy nie zajmował się tym na handel, oprócz tego „ to tato wykonywał takie różne rzeczy na tym, toczył różne dzbanuszki, grzybki jakieś cukierniczki, kieliszki, no cokolwiek było potrzebne drewniane w domu. Piotr Wiencko pamięta także urządzenie zwane hrabem (lub krywulą) opowiada o tym jak widział je na strychu w starym domu, który uległ spaleniu jeszcze w latach 70 XX w. Dom rodzinny Piotra Wiencko znajdował się niegdyś w Nowicy w miejscu gdzie aktualnie zbudowane są „Domki na wzgórzu”, których właścicielem jest Lubek Radzik. Zmarła niedawno ś.p. żona Radzika to kuzynka Piotra Wiencko (córka brata ojca Andrzeja; stryja). Podczas wywiadu Piotr Wiencko mówi o tym, że najwięcej chałupników wyrabiających drobne przedmioty z drewna jest teraz na zachodzie województwa podkarpackiego w miejscowościach Kowalowa, Żurowa, Ryglice. Wyrabia się tam przedmioty masowo czasem nawet w sposób przemysłowy. W Gorlicach z kolei była Cepelia (Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego) i prężnie działała firma Forest. Jak wspomina Piotr Wiencko firma ta dawała pracę, zwłaszcza kobietom, polegającą na czyszczeniu i lakierowaniu (przedtem mówiło się klejeniu) wieszaków. Piotr Wiencko chętnie wypowiada się na temat współczesnego chałupnictwa w zakresie obróbki drewna, zna wiele osób zajmujących się tym aktualnie. Jest on zapraszany jest na różnego rodzaju wydarzenia typu jarmarki, festyny odbywające się w różnych częściach Polski w skansenach, muzeach czy innych ogólnodostępnych miejscach. Wspomina, że często oglądający pokaz wyrobu gontów przypominają sobie własnych przodków wykonujących takie lub podobne czynności na kobylicy („dziadzie”), kiedyś ludzie na wsi musieli być samowystarczalni w nieporównywalnie większym stopniu niż obecnie. Każdy kto miał jakąkolwiek smykałkę sam wykonywał podstawowe sprzęty gospodarskie. Gotowe gonty składowano często pod dachem (okapem), gdzie przebywały od trzech miesięcy do ok. pół roku, w zależności od zapotrzebowania. W celu konserwacji moczyło się gonty w ropie ziemnej, przybijało na dach i później znów malowano ropą.