Jesień 2023 r. Oderne, brodzę w błocie i zastanawiam się dlaczego dopiero teraz tu jestem. Do Stanisława Baniaka trafiam pierwszy raz dzięki Piotrowi Smereczniakowi z Przysłopia (w Nowicy). To właśnie on mówi mi o dwóch mężczyznach – Władysławie Szkrabie i Stanisławie Baniaku mieszkających w pobliżu Nowicy na Odernym i zajmujących się, “już czas jakiś”, maszynowym wyrobem łyżek. Później okazuje się, że ten czas to kolejno: 46 i 23 lata!
Warsztat Stanisława Baniaka jest jednym z piękniejszych warsztatów łyżkarskich jakie widziałam a on sam ma aparycję niczym aktor filmowy z czasów kina niemego. Kiedy przyjeżdżam pod dom Baniaków (razem z towarzyszącym mi podczas badań mężem Maciejem Kudłacikiem, mającym duży wkład w ich realizację), gdzie mieści się także znana w okolicy agroturystyka, słychać dobiegający skądś odgłos maszyn. To tam nas kierują – do warsztatu, gdzie Stanisław Baniak akurat pracował przy produkcji łyżek. Przyjmuje nas niezwykle serdecznie, mimo tego, że przecież przerywamy mu pracę, przychodzimy bez zapowiedzi, na dodatek nas nie zna a przecież tyle się słyszy w radio czy w telewizji o różnej maści oszustach i niebezpiecznych dziwakach, przekaz jest prosty – obcych nie wpuszczać i z nimi nie rozmawiać. Krótko przedstawiamy się i mówimy co nas sprowadza. Spokojnie i niezwykle rzeczowo odpowiada na wszystkie pytania, które zadaję nawet te bardzo szczegółowe.
Stanisław Baniak łyżki, z małymi przerwami, robi od ok. 2000 r., zaczął po namowie kolegi Władysława Szkraby, który pomógł mu w konstruowaniu maszyn, i tak po dziś dzień dorabia sobie do emerytury. Nikt wcześniej w rodzinie nie zajmował się tym rzemiosłem, jego ojciec był dobrym i znanym cieślą, syn potrafi łyżki robić ale zajął się jak dziadek ciesielką – z tego są lepsze pieniądze, a pracy też jest bardzo dużo – wszyscy w koło się budują.
Stanisław Baniak najpierw pracował dla spółdzielni w Żurowej, robiąc drobne rzeczy: „drewniane widelce, łopatki do teflonu a i jeszcze takie półeczki z wałkiem, łyżką (była na to kiedyś moda). Potem przy tej robocie obciąłem palce, jakiś czas byłem na chorobowym, potem żem się zwolnił z Żurowej, no bo na te drobniutkie nie nadawałem się. No a potem Władysław [Szkraba] wspomniał mi, że bardzo dobrze łyżki idą i tak zacząłem”.
Aktualnie wyrabia, z drewna bukowego lub jaworowego, trzy podstawowe rodzaje łyżek. Jak sam mówi jest niezłe zamieszanie z ich nazwami: „różnie je nazywają: duże albo warzechy, albo warszawskie, mają 42 cm. Drugie dla niektórych półwarszawskie (ale i warszawskie) albo średnie, te mają 33 cm, a trzecie małe 25 cm”. Drewno nadaje się do produkcji łyżek do ok. pół roku po kupieniu (w zimie), buk szybko czerwienieje, traci barwę i już się wtedy nie nadaje. Na jednopiłowym traku przeciera forsty na 87 mm, potem je klinuje. Maszyny ma jak mówi „kombinowane; ten spód [rodzaj stelaża] we własnym zakresie żeśmy wyspawali, natomiast te wałki robił gość Stec z Dominikowic”. Podstawowe elementy maszyn to głowice (na których obrabia się wierzch łyżki), frezy, piłki. Ważnym elementem produkcji łyżek jest ich suszenie i czyszczenie. Stanisław Baniak tak opisuje proces suszenia: „kładzie się łyżki na sito na blachę pieca kaflowego, pali w piecu pod blachą, przewraca żeby się nie przypaliły. Jak dostaną odpowiedniego koloru, zbieleją to zaczną ładnie stukać. Jak jest mokre drewno to jest głuchy odgłos a jak już łyżki wyschną to mają ładny czysty głos. Poznać można kiedy łyżka jest gotowa również po jej ciężarze”. Pytany o to, co jest najtrudniejsze w tej pracy odpowiada, że proces czyszczenia. Odbywa się ono w osobnym, wentylowanym pomieszczeniu, za pomocą czyszczarki (na dwa wały nałożony jest pas z papierem ściernym) a mimo to w koło jest mnóstwo kurzu i pyłu. I człowiek w tym wszystkim siedzi. Warsztat Stanisława Baniaka to niewielkich rozmiarów wolnostojący rozmiarów budynek, składający się z trzech osobnych pomieszczeń, a w każdym wykonuje się inny element pracy. Mamy zatem największe pomieszczenie gdzie znajdują się maszyny (tu się wyżyna „robi łyżki”) i piec kaflowy (suszenie), nieduży osobny pokój z oknem i odciągiem gdzie odbywa się czyszczenie i wreszcie malutkie pomieszczenie z drewnianym bębnem, konstrukcji Stanisława Baniaka, służącym do wygładzania oczyszczonych i suchych łyżek. Do obracającego bębna z łyżkami wrzuca się kawałek dobrej jakości świeczki, musi być ona zrobiona z wysokiej jakości parafiny, twardej a nie miękkiej. Po czasie (z pół godziny) łyżki znajdujące się w bębnie są śliskie i gładkie i można je pakować do worów, po 400 sztuk w każdym.